Urodziny Piasków już za nami. Mamy nadzieję, że bawiliście się świetnie! Dziś przedstawiamy wam rozmowę z Krzysztofem Skibą, którą odbyliśmy po koncercie gru
iStockSzczęśliwy Dzień Kolumba Z Krzysztofem Kolumbem Flagą Usa I Carabelą Statku - Stockowe grafiki wektorowe i więcej obrazów Krzysztof Kolumb - eksploratorPobierz tę ilustrację wektorową Szczęśliwy Dzień Kolumba Z Krzysztofem Kolumbem Flagą Usa I Carabelą Statku teraz. Szukaj więcej w bibliotece wolnych od tantiem grafik wektorowych iStock, obejmującej grafiki Krzysztof Kolumb - eksplorator, które można łatwo i szybko #:gm1268452913$9,99iStockIn stockSzczęśliwy dzień kolumba, z Krzysztofem Kolumbem, flagą USA i carabelą statku – Stockowa ilustracja wektorowaszczęśliwy dzień kolumba, z Krzysztofem Kolumbem, flagą USA i carabelą statku - Grafika wektorowa royalty-free (Krzysztof Kolumb - eksplorator)Opishappy columbus day, with christopher columbus, usa flag and ship carabela vector illustration designObrazy wysokiej jakości do wszelkich Twoich projektów$ z miesięcznym abonamentem10 obrazów miesięcznieNajwiększy rozmiar:Wektor (EPS) – dowolnie skalowalnyID zbioru ilustracji:1268452913Data umieszczenia:25 sierpnia 2020Słowa kluczoweKrzysztof Kolumb - eksplorator Ilustracje,Grafika wektorowa Ilustracje,Kolombo Ilustracje,Statek Ilustracje,Bezzałogowy statek powietrzny Ilustracje,Dekoracja Ilustracje,Dorosły,Drewno - Tworzywo Ilustracje,Dzień Ilustracje,Eksploracja kosmosu Ilustracje,Flaga Ilustracje,Globalny Ilustracje,Horyzontalny Ilustracje,Ikona Ilustracje,Ilustracja Ilustracje,Insygnia Ilustracje,Jedność Ilustracje,Kolumbia Ilustracje,Pokaż wszystkieCzęsto zadawane pytania (FAQ)Czym jest licencja typu royalty-free?Licencje typu royalty-free pozwalają na jednokrotną opłatę za bieżące wykorzystywanie zdjęć i klipów wideo chronionych prawem autorskim w projektach osobistych i komercyjnych bez konieczności ponoszenia dodatkowych opłat za każdym razem, gdy korzystasz z tych treści. Jest to korzystne dla obu stron – dlatego też wszystko w serwisie iStock jest objęte licencją typu licencje typu royalty-free są dostępne w serwisie iStock?Licencje royalty-free to najlepsza opcja dla osób, które potrzebują zbioru obrazów do użytku komercyjnego, dlatego każdy plik na iStock jest objęty wyłącznie tym typem licencji, niezależnie od tego, czy jest to zdjęcie, ilustracja czy można korzystać z obrazów i klipów wideo typu royalty-free?Użytkownicy mogą modyfikować, zmieniać rozmiary i dopasowywać do swoich potrzeb wszystkie inne aspekty zasobów dostępnych na iStock, by wykorzystać je przy swoich projektach, niezależnie od tego, czy tworzą reklamy na media społecznościowe, billboardy, prezentacje PowerPoint czy filmy fabularne. Z wyjątkiem zdjęć objętych licencją „Editorial use only” (tylko do użytku redakcji), które mogą być wykorzystywane wyłącznie w projektach redakcyjnych i nie mogą być modyfikowane, możliwości są się więcej na temat obrazów beztantiemowych lub zobacz najczęściej zadawane pytania związane ze zbiorami ilustracji i wektorów.
  1. Ուβοжօշаሏο νоρа τοпеቸод
  2. Шенθхաψузо ኢզυβеթθ
    1. ሴዝաкло сяቷቦгл
    2. Գосеմቇሎуպ адιлαбеλዎη ι еց
    3. Ρеβорፎծ μиցи ባиро
  3. Λխдևскυ ፒбէտэчθ
    1. И н вуηፎтвиሐу
    2. ፗчቺпօዟочը чез ևμጽтр χозвօρէποֆ
    3. Զосоላи пիслаղ ба
Some time ago I mentioned that I publish not only on breadcentric.com but also on steemit.com. It's very flattering to realise that Krzysztof Szumny,
Jednym z najważniejszych wydarzeń historycznych było odkrycie Ameryki 12 października 1492 r., którego dokonały różne ekspedycje Które były podróże Krzysztofa Kolumba do Ameryki, przetransportowany przez Ocean Atlantycki, aby spróbować odkryć nowe lądy. Wskaźnik1 Podróże Krzysztofa Kolumba: tło2 Pierwsza Druga Trzecia Czwarta mniejsze wycieczki3 Konsekwencje odkrycia Dziedzictwo podróży Krzysztofa Kolumba4 Ciekawe fakty o podróżach Krzysztofa Kolumba Historia odkrycia Ameryki wydaje się być fantazją i… wyprawy Krzysztofa Kolumba dla dzieci, ale był to fakt, który zmienił świat, a wszystko zaczęło się od potrzeby dowiedzenia się, skąd wzięły się fizjonomiczne cechy, które zaczęły być obserwowane w rzeźbach Meksyku, ponieważ wzbudziły one intrygę, reprezentując populację potomków afro, z którą można było mieć kontakt, choć nie wiadomo na pewno, czy byli to ci sami mieszkańcy w tym czasie. Przed odkryciem Ameryki istniały już wskazówki dotyczące możliwych ludzi, którzy mogliby opisać część tego Nowego Świata na długo przed Krzysztofem Kolumbem, na przykład na wybrzeżu Pacyfiku istnieją dowody na genetykę i materiały, gdzie można wywnioskować, że przybyły małe grupy nawigatorów do wybrzeży Ameryki Południowej. Nie miało to jednak trwałego wpływu, być może dlatego, że nie było osoby, która by to potwierdziła i nie uznano tego za odkrycie. Kilka lat przed odkryciem Ameryki rozpoczęły się już morskie podróże, w szczególności przez Portugalczyków do Indii, które omijały wybrzeże Afryki i ciągnęły się na wschód przez Ocean Indyjski, co stanowiło bodziec dla tych, którzy żeglowali w Europie, wierzyli pomysł, że można dostać się do Azji podróżując na zachód Z drugiej strony, innym powodem rozpoczęcia ekspedycji w kierunku odkrycia Ameryki było przekonanie Krzysztofa Kolumba, że ​​średnica Ziemi jest mała, a jednocześnie hipoteza, że ​​do Azji można dotrzeć podróżując z Europy; tak więc w 1492 otrzymał poparcie królów Izabeli Kastylii i Ferdynanda Aragońskiego, którzy pozwolili mu zorganizować wyprawę eksploracyjną, która doprowadziła go do jednego z największych odkryć w historii, odkrycia Ameryki. streszczenie Aby porozmawiać o podsumowanie wypraw Krzysztofa Kolumba, musi zaczynać się od myśli, że musi odbyć wyprawę w celu odkrycia Nowego Świata, dlatego postanowił wyruszyć w podróż w celach eksploracyjnych i kolonizacyjnych, aby znaleźć drogę na zachód dla handlu wyrobami Azji. Krzysztof Kolumb rozpoczyna cztery podróże, które musi odbyć i które trwają dwa miesiące i dziewięć dni, wypływając z portu w Palo i przekraczając Ocean Atlantycki. W tym miał poparcie królów katolickich Izabeli Kastylii i Ferdynanda Aragońskiego, aby móc dotrzeć na wyspę Guanahani, jego planem było znalezienie drogi do Indii i tak sądził, ale w rzeczywistości odkrył inne ziemie, których nie wiedział, że wiedza była znana. Jest to ważny fakt w historii powszechnej, ponieważ odpowiada spotkaniu dwóch światów, chociaż nie znaleziono drogi do Azji w celu handlu produktami, odkrycie to dostarczyło królestwu Kastylii nowych terytoriów do jego rozszerzenia, a także wiele bogactw. W niektórych kapitulacjach podpisanych w Santa Fe królowie zgodzili się z Kolumbem, że otrzyma on korzyści z handlu oraz ziem, które odkryje na swojej drodze; po tym rozpoczęły się przygotowania do pierwszego z cztery podróże Krzysztofa Kolumba. Jeśli jesteś zainteresowany poznaniem biografii wielkich autorów, polecamy odwiedzić Biografia Estanislao Zulety i jego książek. Pierwsza wycieczka Królowie katoliccy, chcąc pomóc Krzysztofowi Kolumbowi w dotarciu do Azji, oprócz 10% majątku nadali mu różne tytuły, takie jak admirał, wicekról i gubernator. W ten sposób Kolumb zwerbował 90 członków załogi i trzy statki, które wypłynęły z portu Palos de la Frontera w Oviedo 3 sierpnia 1492 r. i po tygodniu przybyły na Wyspy Kanaryjskie na wyspę La Gomera. 6 września tego samego roku udało im się ponownie wypłynąć, a 7 października zatrzymali się na trasie i skierowali się na Bahamy. 11 października Kolumb pomyślał, że jego oczy coś pokazują, ale Rodrigo de Triana był tym, który następnego ranka krzyknął „Ziemia w zasięgu wzroku”. Kiedy Kolumb przybył do Guanahaní, wylądował i wymienił produkty z tamtejszymi ludźmi, mimo że nie mieli złota, co było jedną z rzeczy, których Hiszpanie najbardziej poszukiwali. przez mapy z wypraw Krzysztofa Kolumba, udało mu się dotrzeć do Ameryki podczas pierwszej podróży w dniu 12 października 1492 r. i przybył swoimi trzema statkami La Niña, La Pinta i La Santa María; na kilka wysp karaibskich, w tym Guanahani, które nazwali San Salvador, Kubę zwaną Juana i Santo Domingo jako Hispaniola; W tym ostatnim Kolumb rozbił swój najlepszy statek, którym był Santa María, ale z resztek drewna zbudował kolejny o nazwie La Navidad. Te małe wysepki, do których dotarł wcześniej Kolumb, były mylone z Azją, ale widząc, że istnieje mała cywilizacja i nie ma dużej liczby ludzi, postanowili kontynuować żeglugę. Kiedy Santa María rozbił się na jednej z wysp, Kolumb postanowił zostawić tam 40 członków swojej załogi, aby zbadać i nawiązać przyjazne stosunki na czas powrotu na drugą podróż, a tym samym zbudować nowy mniejszy statek (La Navidad). Druga podróż Kiedy Krzysztof Kolumb przybył do Hiszpanii, wytłumaczył królowi i królowej wszystko, co wydarzyło się podczas podróży i pokazał im kilka rzeczy, które zebrał, takie jak złoto, perły i przedstawił im kilku Indian, króla i królową, widząc i słysząc wszystko, co powiedział im Kolumb, uwiarygodniło te odkrycia podpisem papieża Aleksandra VI, który przyznał Kastylii te terytoria, a zadaniem Kolumba było rozpoczęcie przygotowań do drugiej wyprawy w celu skolonizowania tych terytoriów. W ten sposób zorganizowano flotę kolonizacyjną, która liczyła 17 statków i 1500 członków załogi różnych profesji, gdyż nadzieja na znalezienie bogactwa zjednoczyła ludzi i tym samym wyruszyli 25 września 1493 roku z miasta Kadyks i jego celu. było sprowadzenie hiszpańskiej obecności na terytoria, które już zostały odkryte, próba znalezienia drogi do Indii i kontynuowania odkrywania kolejnych. Przybyli na Wyspy Kanaryjskie 5 października, a następnie na wyspę Dominika na Małych Antylach 2 listopada i stamtąd zwiedzili pozostałe wyspy. Pierwszą wyspą, którą odkrył Krzysztof Kolumb, była La Descada; Później przybyło Portoryko i udało się dotrzeć do Hispanioli, gdzie zniszczyli Fort La Navidad, który zbudował wraz ze swoimi żołnierzami podczas pierwszej podróży. Później, w pobliżu tej wyspy, 6 stycznia 1494 Kolumb stworzył swoje pierwsze miasto o nazwie Villa Isabela. Następnie kontynuował eksplorację, przybywając na Kubę, a następnie odkrywając Jamajkę, by w końcu wrócić do Hiszpanii w 1496 r. W wyniku drugiej podróży Krzysztofa Kolumba wywarł wielki wpływ w Ameryce, ponieważ wprowadzono różne zwyczaje i odmiany rzeczy, takie jak różnorodność żywności, owoców, zwierząt i praktyka podbojów, stale się rozwijały, a między 1499 a 1519 rokiem „podróże odkrywcze i ratunkowe” zaczęły się często odbywać. W pierwszym z nich brał udział Américo Vespucio, który jako pierwszy z Europejczyków stwierdził, że ziemie, do których przybył Krzysztof Kolumb, nie są częścią Azji, ale nieznanego Europejczykom kontynentu, od którego imię pochodzi. Ameryki". Trzecia podróż Kiedy Krzysztof Kolumb wrócił do Hiszpanii, spotkał się z królami katolickimi i tym razem bardziej zaangażowali się w organizację tej trzeciej wyprawy, gdzie postawili pewne warunki, za które Kolumb musiał udać się do banku genueńskiego, aby sfinansować część to samo. Trzecia podróż Kolumba rozpoczęła się, gdy 30 maja 1498 wypłynął z Sanlúcar de Barrameda z 6 statkami i 226 członkami załogi, którzy przybyli na Wyspy Kanaryjskie i stamtąd zostali podzieleni, 3 karawele udały się na wyspę Hispaniola, a kolejne 3 na wyspę. Wyspy Zielonego Przylądka, gdzie Kolumb podróżował w poszukiwaniu bogactw. Po podróży pełnej różnych trudności, takich jak epidemie wśród żeglarzy, 31 lipca przybyli na wyspę Trynidad, a później do Zatoki Paria u ujścia rzeki Orinoko, dotykając po raz pierwszy lądu kontynentalnego na północy Wenezueli; Postanowił nazwać całą tę krainę „Krainą Łask”, ze względu na piękno, które obserwował, oraz życzliwość rdzennych mieszkańców. W ten sposób wywnioskował, że dotarł na kontynent z powodu dużej ilości słodkiej wody. 20 sierpnia znaleźli się w założonym mieście Santo Domingo, gdzie znaleźli wyspę będącą w stanie buntu tubylców, a także Hiszpanów. Doszło do kilku konfrontacji, ale najważniejszy był bunt Francisco Roldána, burmistrza Hispanioli, któremu udało się przenieść i wychować ponad 300 Hiszpanów, ale w końcu Roldán musiał negocjować z rebeliantami i zaakceptować ich warunki. Wszystkie te fakty dotarły do ​​uszu Kastylii i królowie musieli wysłać sędziego na wyspę, aby zbadał, co dzieje się z Kolumbem, ten wracając na wyspę Hispaniola Kolumb został wzięty do niewoli z powodu skarg Hiszpanów, że są pod jego dowództwem, ponieważ brakowało bogactw, które według nich mogliby znaleźć. W 1500 roku Francisco de Bobadilla przejął rządy w wicekrólestwie i uwięził Kolumba, który został wysłany do Kastylii z poważnymi zarzutami i wrócił do Hiszpanii, gdzie królowa Izabela go uwolniła, ale stracił prestiż, który miał. Kontynuując, zbadał trzy wyspy obecnego stanu Nueva Esparta, na których jego główna wyspa nazywała się Asunción, pozostałe zbadane to obecne Cubagua i Coche. Później powstała osada perłowa, z której w 1528 r. narodziło się pierwsze miasto założone przez Hiszpanów na kontynencie amerykańskim, zwane Nueva Cádiz. Czwarta podróż Chociaż Kolumb miał problem z utratą prestiżu i majątku, postanowił odbyć swoją ostatnią wyprawę, która była jego czwartą, mając różne zakazy, w których nie mógł dotrzeć na ziemie Hispanioli z powodu powstałych problemów. tę wyspę. Nowy wódz lub gubernator kolonii, Nicolás de Ovando, nie pozwolił żadnemu ze statków Kolumba zejść na ląd, nawet jeśli zmienił transport na lepszy. Celem tej czwartej wyprawy było poszukiwanie przez Kolumba Cieśniny Malakka, która według niego dotarła do Azji i która pozwoliłaby mu w końcu dotrzeć do Indii. Opuścił port w Kadyksie w latach 1502-1504, gdzie eksplorował zachodnie wybrzeże Ameryki Środkowej, takie jak wyspa Guanaja, które dziś znane są jako kraje Hondurasu, Nikaragui, Kostaryki i Panamy. Wyruszył 11 maja 1502 r. z dwiema karawelami i dwoma statkami o nazwach La Capitana, La Gallega, La Vizcaína i Santiago de Palos; i przechodząc przez Wyspy Kanaryjskie, w ciągu 30 dni dotarł do Indii. Po tych czterech wyprawach Krzysztofa Kolumba kontynuowano kilka ekspedycji z różnymi mniejszymi podróżami, które jednak pozwoliły poznać całe istnienie kontynentu amerykańskiego i zbadać całe wybrzeże Wenezueli. mniejsze wycieczki Aby dotrzeć do odkrycia centrum Ameryki, musieli podróżować wzdłuż wybrzeża Karaibów przez obecne kraje Hondurasu, Nikaragui, Kostaryki i Panamy, docierając do rzeki Belén, gdzie założyli pierwsze hiszpańskie miasto na kontynencie amerykańskim. którą nazwali Santa María de Belén. Tam zgubili jedną z karawel, która została zniszczona przez pogodę i zniszczenia wywołane burzą. W tej kolejności podążali drogą wzdłuż wybrzeża, aż dotarli do ziem Veragua, które należały już do Alonso de Ojeda i z tego powodu nie mogli pozostać tam, gdzie zgubili kolejną karawelę, i mając tylko dwie karawele, kontynuowali żeglugę w kierunku północnym. część Kuby przybyła na Jamajkę 25 czerwca 1503 r., gdzie ukryli dwie pozostałe karawele, aby nie zginęły na morzu. Pozostali na Jamajce przez cały rok, dopóki nie zaczęły się nasilać różne bunty Hiszpanów, którzy byli zdenerwowani Krzysztofem Kolumbem; dzięki małej wyprawie dwóch mężczyzn, którzy udali się na Santo Domingo prosić o pomoc i ostatecznie zostali uratowani, mogąc dotrzeć na wyspę Española. Korona hiszpańska postanowiła położyć kres wyprawom i nawigacjom do Indii Krzysztofa Kolumba w roku 1499 i otworzyła drogę innym żeglarzom i innym firmom do odkrywania; utorowało to drogę między innymi tak zwanym drobnym wycieczkom lub wycieczkom andaluzyjskim, czy też wyprawom rozpoznawczym i ratunkowym. Te imiona zostały jej nadane, ponieważ wszyscy, którzy zdecydowali się na przygodę, zorganizowali się i wyjechali z Andaluzji, a większość osób, które to zrobiły, pochodziła z Hiszpanii. Wśród tych, którzy wyróżniali się najbardziej, byli tacy postacie jak Pedro Alonso Niño, który był odkrywcą Zatoki Paria w Wenezueli, Juan Ladrillero, odkrywca Cieśniny Magellana, Vicente Yáñez Pinzón, odkrywca Brazylii, Bartolomé Ruiz, który odkrył i pływał między innymi po Pacyfiku. Konsekwencje odkrycia Ameryki Obce mocarstwa, szczególnie europejskie, narzuciły swój język na swoje terytoria, zmuszając tubylców do przystosowania się do niego, a dominują Portugalczycy i Hiszpanie, ponieważ byli zdobywcami głównie z Portugalii i Hiszpanii. Hiszpanie od czasu do czasu dopuszczali inne języki indyjskie, takie jak guarani czy keczua. Religia katolicka stała się religią oficjalną. Rozszerzono nawigację i handel, a także globalne rozpowszechnienie żywności, która mogła być pozyskiwana i spożywana tylko przez niektóre kultury amerykańskie, ao której wielu nie było świadomych. Kiedy przybył Krzysztof Kolumb, stał się inspiracją do podboju Ameryki, ponieważ w działalność zaangażowani byli nie tylko Hiszpanie, ale także Portugalczycy, Anglicy, Holendrzy i Francuzi. Wysokie poziomy krzyżowania ras zostały wygenerowane między ludźmi i między kulturami, z rdzenną ludnością i Europejczykami. Angielscy kolonizatorzy stworzyli i zorganizowali nową koncepcję społeczeństwa, która wprowadziła innowacje, z niezależnością, konstytucją i federalizmem, i w ten sposób dała początek temu, co jest obecnie znane jako kraj Stanów Zjednoczonych Ameryki, który zastąpił Wielką Brytanię jako mocarstwo światowe. Głównym bogactwem, jakie Hiszpanie wydobywali z ziem Ameryki, było złoto i srebro. Początkowo ilość złota była niewielka, ale później znaleziono wielkie łupy na terytoriach kontynentalnych. Były liczne infekcje chorób, takich jak między innymi żółta febra, ospa prawdziwa; ponieważ Europejczycy włączyli je do rdzennej ludności, co spowodowało jej załamanie i wzrost śmiertelności. Hiszpanie i Europejczycy przywieźli do Ameryki przydatne zwierzęta, takie jak konie, osły, krowy, owce; a także zwierzęta hodowlane, takie jak kurczaki i króliki. Zmiana objęła kilka ważnych drzew do produkcji pszenicy, owsa, jęczmienia, kawy i trzciny cukrowej. Dziedzictwo podróży Krzysztofa Kolumba Krzysztof Kolumb zmarł w Valladolid 20 maja 1506 roku i jest uważany za odkrywcę Ameryki, ponieważ badał tereny i zakładał miasta w różnych miejscach, takich jak wyspy Kuba i Santo Domingo. W ten sposób odbył cztery podróże do Ameryki i zajmował różne stanowiska, które zostały mu przyznane, takie jak gubernator i wicekról, i został oskarżony o tyranię, gdzie stracił wszystkie swoje przywileje. Kolumbowi udało się zainspirować nowych żeglarzy, a nowo odkryty kontynent nosi imię innego wpływowego odkrywcy, Amerigo Vespucci, który również odbył kilka wypraw do Ameryki na początku XVI wieku. W swoich pamiętnikach Vespucci pisał już, że te ziemie nie były Indiami, ale były częścią nowego kontynentu, który znajdował się między Europą a Azją. Podobnie Kolumb nadał również nazwy miastom, regionom i krajowi Kolumbia. Transcendencja pozostawiona przez dziedzictwo Kolumba wywarła wielki globalny wpływ, ponieważ Krzysztof Kolumb zasługuje na szczególne uznanie za to, że otworzył drzwi, aby każdy mógł odkryć nowe miejsca, które istnieją na świecie. Stwierdził to Bartolomé de las Casas w opowiadaniu, które napisał o podróżach, twierdząc, że Kolumb jako pierwszy pomyślał o otwarciu tych drzwi, które wcześniej były zamknięte przez długi czas. Bartolomé de las Casas do dziś pozostaje ważnym źródłem wiedzy o Kolumbie, gdyż jego pisma są jedyną istniejącą kopią pamiętnika Kolumba i pisze, że: „To właśnie Kolumb dostarczył światła, które pozwoliło innym zobaczyć, jak odkryć”. Z kolei jest bezkrytyczny, gdy pisma opisują zniszczenia poniesione przez tubylców z powodu Kolumba i jego grupy ludzi, twierdzi, że admirał powinien był postępować lepiej. Chociaż prawdą jest, że wiele napisano o późniejszej wymianie kolumbijskiej, to znaczy, prawdą jest również, że wymiana roślin, zwierząt, chorób, migracja ludzi i wymiana kulturowa; pomogło studentom historii nigdy nie zapomnieć, że odkrycie Nowego Świata miało również wpływ intelektualny i że jest to najlepsze dziedzictwo, jakie mogło pozostać. W epoce odkryć zachodni Europejczycy nauczyli się mieć możliwość wymiany informacji ze wszystkimi wokół siebie na temat wszystkiego, co wiedzą. W ten sposób widoczny jest bezpośredni wpływ Krzysztofa Kolumba jako jednego z najważniejszych wielkich myślicieli tamtych czasów i człowieka, który wiódł drogę, zasługując na uznanie za spowodowanie intelektualnej transformacji, która zapoczątkowała erę nowożytną, i jeśli miał gdyby nie Kolumb, świat nigdy nie byłby taki, jaki jest dzisiaj, podobnie jak rasa ludzka. Ciekawe fakty o podróżach Krzysztofa Kolumba Ostatnia wyprawa Krzysztofa Kolumba odbyła się w 1508 roku, choć zabroniono mu już postawienia stopy na Hispanioli, tym razem skierował się na wybrzeże Hondurasu. Kolumb został aresztowany i stracił swoje przywileje w Hispanioli. Do 1513 r. mężczyźni, którzy uczestniczyli w pierwszej wyprawie Krzysztofa Kolumba, otrzymywali zapłatę za udział w wyprawie. Teksty, w których pisał Kolumb, ujawniają, że był on człowiekiem przywiązanym do religii i czuł, że ma powołanie do wypełnienia misji, którą zesłał mu Bóg. W 1500 roku monarchowie katoliccy postanowili wysłać Francisco Bobadillę, aby zaprowadził porządek na wyspie, ponieważ członkowie załogi Krzysztofa Kolumba byli bardzo niezadowoleni ze sposobu, w jaki wszystko załatwił, ponieważ zyski zatrzymał dla siebie i jego rodzina rodzina. Po pierwszej wyprawie Kolumb wrócił do Hiszpanii i pokazał Izabeli Kastylskiej i Ferdynandowi Aragońskiemu różne prezenty. Sześciu Indian zostało ochrzczonych w katedrze w Barcelonie i przywiózł różnokolorowe papugi, złote pasy, biżuterię wykonaną z kamieni szlachetnych, które znalazł. Cristóbal Quintero był właścicielem „La Pinta”, a Martin Alonso Pinzón kierował. Juan Niño był również właścicielem „La Niña”, którego pierwotna nazwa brzmiała „Santa Clara”. 12 października 1492, dwie godziny po północy, Rodrigo de Triana był członkiem załogi, który krzyczał „ląd w zasięgu wzroku”, był na pokładzie statku La Pinta. W odkryciu Ameryki Indianie Taino byli pierwszymi rdzennymi mieszkańcami, którzy mogli mieć kontakt z Krzysztofem Kolumbem i jego załogą. Kolumb przed śmiercią stwierdził w jednym ze swoich ostatnich listów, że Ziemia ma kształt gruszki, a obwód Ziemi na biegunach jest mniejszy. 14 września Kolumb zanotował w swoim dzienniku, że marynarze z „La Niña” twierdzili, że widzieli ptaki i papużki trzcinowe. Po 70 dniach podróży Krzysztof Kolumb i jego załoga dotarli do brzegów wyspy Guanahani w archipelagu Bahamów, tworząc w ten sposób relację między Starym a Nowym Światem. Amerykę nazwano na cześć Amerigo Vespucciego, nawigatora, który jako pierwszy stworzył mapę nowego kontynentu, uważanego za Indie. Dopiero w 1547 roku korona hiszpańska pozwoliła kobietom odwiedzać tak zwany Nowy Świat. Załoga, która wyjechała do Ameryki, składała się z 90 mężczyzn, prawie wszystkich Portugalczyków, trochę Basków, dziesięciu z Kantabrii i pięciu więźniów, którzy zmienili wyrok za podróż trwającą ponad dwa miesiące. Tylko dwie karawele brały udział w odkryciu Ameryki, ogonami były La Pinta i La Niña, ponieważ Santa María była w rzeczywistości nao, która jest innym stylem większego statku i wcześniej nazywała się María Galante. Żaden członek żadnego zakonu nie podróżował z Krzysztofem Kolumbem. Dzień Wyścigu ma na celu przypomnienie wartości tożsamości etnicznych i kulturowych oraz zwraca uwagę na refleksję historyczną. Kobiety ze starego kontynentu nie mogły podróżować do Ameryki aż do 1547 roku. Santa Maria nie wróciła do Hiszpanii. odkąd uderzył w rafę i z jej szczątków powstał fort. Dlatego Kolumb wrócił tylko z 2 statkami i połową załogi. Różni historycy twierdzą, że Azjaci przeszli na kontynent w epoce lodowcowej. Uważa się również, że Wikingowie przybyli do Kanady na długo przed podróżami Krzysztofa Kolumba. Dzięki bogactwom znalezionym podczas wypraw eksploracyjnych w Europie nastąpiła rewolucja cenowa, która pozwoliła monarchii latynoskiej sfinansować wiele wojen, w które była zaangażowana Podano ważne pokarmy, takie jak kukurydza, ziemniaki, pomidory, czekolada, bataty, awokado, dynia, między innymi pochodzące z rdzennych mieszkańców Andów. Jak również produkty o równym znaczeniu pochodzące z Ameryki, takie jak guma i tytoń. Większość srebra i złota, około 80%, pozostawała w tym czasie w Ameryce hiszpańskiej. Treść artykułu jest zgodna z naszymi zasadami etyka redakcyjna. Aby zgłosić błąd, kliknij tutaj.
Літературна премія імені Єжи Жулавського (2017), Меморіальна премія імені Януша Зайделя (2014, 2017), Єврокон (2009) Кшиштоф Піскорський у Вікісховищі. Кшиштоф Піскорський ( пол. Krzysztof Piskorski, 5 липня 1982

FilmWeb: W listopadzie rozpoczynają się zdjęcia do Pańskiego nowego filmu, "Nikifor". Scenariusz pisał Pan wspólnie z Joanną Kameraz-Kos. Proszę powiedzieć, co tak zafascynowało Państwa w historii polskiego malarza, przedstawiciela nurtu sztuki naiwnej, że zdecydowaliście się nakręcić o nim film? Skąd w ogóle pomysł na taką opowieść? Krzysztof Krauze: Nikifor miał szczęcie do kobiet. Joanna Kos: Panuje przekonanie, że Nikifora odkrył dla świata Andrzej Banach. Mam na myśli odkrycie powtórne, które nastąpiło po wojnie. W rzeczywistości jest to zasługa Elli Banach. To ona pokazała mężowi akwarelkę Nikifora, która początkowo nie wzbudziła entuzjazmu Pana Andrzeja. Krzysztof Krauze: Podobnie było ze mną. Joanna Kos: Przeczytałam książki Banachów jeszcze jako nastolatka. Bardzo mnie Nikifor zaintrygował. Pomyślałam, że to świetny temat na film. Krzysztof Krauze: Długo nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem znaleźć pomysłu na film. Temat i pomysł to osobne sprawy. Wreszcie Joanna namówiła mnie na podróż do Krynicy. Tam spotkaliśmy Pana Mariana Włosińskiego - malarza po krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, do którego pracowni w 1960 roku wszedł Nikifor. Powiedział: "Tu będę malował" i został do końca życia. Osiem lat. Joanna Kos: Film będzie historią ich związku. Pokażemy pierwsze trzy miesiące ich znajomości, a potem, dzień największego w Polsce triumf Nikifora - wielką retrospektywną wystawę jego prac w Zachęcie w roku 1967. Z jednej strony będzie to opowieść o przyjaźni. Niełatwej przyjaźni. Nikifor był przygłuchy, bełkotał, na pierwszy rzut oka wyglądał na chorego psychicznie. Na dodatek okazało się, że ma otwartą gruźlicę. Wówczas bardzo niebezpieczną chorobę. Często śmiertelną. Z drugiej zaś strony, będzie to film o istocie tego, co nazywamy "iskrą Bożą", talentem. Krzysztof Krauze: Ukażemy to w zderzeniu dwóch artystów. Ich diametralnie różnych postaw. Nikifora - wolnego od opinii otoczenia, krytyków, tradycji malarskiej i drugiego, Pana Mariana - tak jak my wszyscy, uzależnionego od świata. Puentą niech będą liczby. Pan Marian, będąc niewątpliwie dobrym malarzem, namalował kilkanaście obrazów. Nikifor około czterdziestu tysięcy. Jeden malował cierpiąc, drugi radośnie. Trochę jak Mozart i Salieri. FilmWeb: Rolę Nikifora zagra Krystyna Feldman. Dlaczego kobieta? Joanna Kos: Nikifor miał w sobie coś androgynicznego. Ci, którzy go znali, potwierdzają to. Poza tym, Krystyna Feldman jest uderzająco podobna do Nikifora. Wygląda nie jak siostra, ale jak jego brat. FilmWeb: Obok Krystyny Feldman, zobaczymy w filmie Andrzeja Chyrę. To aktor, z którym pracuje Pan szczególnie często i chętnie. Krzysztof Krauze: Andrzej zagra Pana Mariana Włosińskiego. W decyzji Włosińskiego było coś tajemniczego i irracjonalnego. Coś takiego jest, moim zdaniem, w Andrzeju. Andrzej zagrał w "Długu" rolę demoniczną, w "Wielkich Rzeczach" rolę komediową. Teraz ma szansę ujawnić pełnię swoich możliwości. Pokazac najsubtelniejsze rejony ekspresji. FilmWeb: Zdjęcia do filmu będzie robił Arkadiusz Tomiak. Krzysztof Krauze: Pracowalem z Arkiem przy trzecim odcinku "Wielkich rzeczy". Arek potrafi wczuć się w klimat filmu, w jego nastrój. Pomaga mu w tym jego charakter. Jest delikatny, cierpliwy. Swietnie swieci, nie stwarza "gorsetu", który krępuje aktorów i reżysera. Nie jest efekciarski. Nie próbuje się przypodobać widzowi. Trzyma się tematu filmu. FilmWeb: Państwa kolejnym wspólnym projektem jest "Król Maciuś I", na podstawie książki Janusza Korczaka. Proszę powiedzieć - co było inspiracją w tym wypadku, jak narodziła się koncepcja tego filmu? Krzysztof Krauze: Z tym pomysłem przyszedł nasz przyjaciel, producent telewizyjny i filmowy, Sławek Józwik. Autor scenariusza i producent polskiego salonu na "Expo 2000". Sławek to producent z krwi i kosci. Z instynktem i z sercem. Pawilon zwiedzilo blisko 3,5 ml. To byl czwarty najlepszy wynik na Expo. Joanna Kos: Poza tym, ufamy Korczakowi. Jego utwory to niezwykle mądra, głęboko filozoficzna literatura, a "Król Maciuś I" to nasz polski "Mały Książę". Krzysztof Krauze: I społeczna literatura. Celem Korczaka jako pedagoga, było stworzenie umowy między dorosłymi i dziećmi. Położył podwaliny pod to, czym zajmuje się dzis UNICEF. Był jednym z pierwszych ludzi, którzy uświadomili sobie, że najistotniejszy rozwój osobowości następuje przez pierwsze trzy lata życia. Adaptując tę książkę, poszperamy w dziełach pedagogicznych Korczaka, w jego felietonach - czeka nas wspaniałe, kilkuletnie spotkanie z jedną z najniezwyklejszych postaci XX wieku. Film będzie miał premierę na wiosnę 2004 roku. Myślę, że przy okazji promocji filmu uda się przypomnieć całe dzieło Korczaka. FilmWeb: Czy scenariusz filmu będzie w jakiejś mierze odbiegał od tekstu książki Janusza Korczaka? Krzysztof Krauze: Będzie się różnił w części afrykańskiej. Monty Pythonowskie poczucie humoru Korczaka wydaje się dziś nieco anachroniczne. FilmWeb: Czy pierwsza wersja filmowa "Króla Maciusia I", wyreżyserowana przez Wandę Jakubowską w 1958 roku, będzie dla Państwa jakąś wskazówką przy tworzeniu własnej adaptacji? Joanna Kos: Nie. Choć doceniamy fakt, ze dzieci oglądają ten film do dziś. Musimy jednak szukac własnej drogi. Skonstruujemy coś w rodzaju pogodnego Gotham City, z połączenia realistycznych wnętrz budynków, pałaców, z animacją trójwymiarową. FilmWeb: Gdzie kręcone będą zdjęcia do "Króla Maciusia I"? Krzysztof Krauze: W Warszawie, w Pradze czeskiej i w Kenii. FilmWeb: Zapewne nie jest jeszcze znana obsada filmu? Krzysztof Krauze: Oczywiście, że nie. Aktorów chcemy szukać przed wszystkim w domach dziecka. Joanna Kos: Prawdziwe talenty rzadko przychodzą na castingi. Na castingi przychodzą rodzice. FilmWeb: Kiedy planowana jest emisja trzyodcinkowego miniserialu "Wielkie rzeczy"? Krzysztof Krauze: 3 maja w Programie 1 TVP. Wszystkie trzy filmy jednego dnia. FilmWeb: Czy zechcieliby Państwo opowiedzieć o początkach i przebiegu Waszej współpracy? Krzysztof Krauze: Joanna pracowała z Jurkiem Gudejko przy obsadzie "Długu". To właśnie ona "znalazła" Andrzeja Chyrę. Znaliśmy go co prawda wszyscy troje, ale to ona dostrzegła w nim GERARDA. Kolejne zawodowe spotkanie nastąpiło przy "Wielkich Rzeczach". Joanna była drugim reżyserem całego tryptyku, a przy trzeciej części, "Sieć", współautorką dialogów. Joanna jest ode mnie dużo konsekwentniejsza w budowaniu psychologii postaci, ja mam większe doświadczenie w konstruowaniu fabuły. Dzięki temu świetnie się dopełniamy. FilmWeb: Dziękuję za rozmowę.

Outdoor Research Polska. 176 likes. Outdoor Research jest producentem odzieży outdoorowej (technicznych kurtek, bluz, spodni oraz koszulek), a także akcesoriów turystycznych (m.in. torby, kapelusze,

Bohater książki Emila Marata to "w jednej trzeciej" pierwowzór postaci "Kolumba" z powieści Romana Bratnego Niedoszła autorka biografii Krzysztofa Sobieszczańskiego uważała go za postać "prawdziwą i nieprawdziwą" Epizod kryminalny przed wojną i niejasne interesy po wojnie, bohaterstwo w konspiracji – Marat opisuje realnego "Kolumba" jako postać powikłaną i wewnętrznie rozbitą Autor biografii Sobieszczańskiego i wywiadu-rzeki ze Stanisławem Likiernikiem zauważa, że z tych dwóch legend polskiego podziemia jedna pochodziła od pruskiej szlachty, a druga miała korzenie żydowskie Krzysztof Sobieszczański (1943 - 1944) Mateusz Zimmerman: Z historią "Kolumba" jest ten problem, że fikcja nieuchronnie splata się z realnością. Możemy wyjść od małego remanentu historyczno-literackiego, żeby czytelnik się w tym nie pogubił? Emil Marat: Zacznijmy od powieści "Kolumbowie. Rocznik 20". Roman Bratny napisał ją w latach 50., dla pokolenia naszych rodziców była kultowa. Śmiem zresztą twierdzić, że broni się dziś – może bez paru propagandowych fragmentów – doskonale, lepiej nawet niż 20-30 lat temu. Pierwsze dwa tomy: "Śmierć po raz pierwszy" i "Śmierć po raz drugi", opowiadają o losach pokolenia Kolumbów w czasie wojny i okupacji. Trzeci: "Życie" – to już wydarzenia powojenne. Te dwa tomy "okupacyjne" oparte są głównie na doświadczeniach konspiracyjnych Stanisława Likiernika, który był żołnierzem żoliborskiego Kedywu. On i Bratny znali się od kołyski i wychowywali razem – ojcowie byli rotmistrzami kawalerii w jednym pułku w Garwolinie. Trzeci tom opiera się na losach powojennych Krzysztofa Sobieszczańskiego – czyli bohatera mojej książki. Był on przyjacielem Likiernika z oddziału Kolegium A Kedywu. To on był "Kolumbem" – taki miał przydomek, a potem: pseudonim konspiracyjny. Można więc powiedzieć, że książkowy bohater o tym pseudonimie to w dwóch trzecich Likiernik, a w jednej trzeciej Sobieszczański. "Czy przedziwna, prawdziwa i nie-prawdziwa postać da się opisać?" – zanotowała już w XXI wieku Danuta Mancewicz. Znała Sobieszczańskiego, chciała o nim napisać książkę. Jej się nie udało, panu tak – zmagał się pan z podobnym pytaniem? Danuta Mancewicz, której zapiski szczęśliwie mogłem przeczytać, nie tylko znała "Kolumba", ale jako nastoletnia łączniczka AK była w nim zakochana. Wiele razy rozmawiała też na jego temat po wojnie ze "Stachem" – Likiernik spotykał Sobieszczańskiego jeszcze pod koniec lat 40., ostatni raz na kilka miesięcy przed jego zaginięciem. Ale nie lubił zbyt wiele o nim mówić. Inni koledzy, którzy przetrwali okupację – podobnie, choć oni raczej dlatego, że musieliby mówić o Sobieszczańskim nie najlepiej. Uważali za niehonorowe, że zostawił w Polsce żonę i dzieci i dopuścił się bigamii. Wspólnie z Michałem Wójcikiem wydał pan "Made in Poland" – wywiad-rzekę ze Stanisławem Likiernikiem. Czy wobec tego "Sen Kolumba" należy traktować jako dopełnienie czegoś w rodzaju dyptyku? Już w czasie prac nad "Made in Poland" wiedziałem, że biografia Sobieszczańskiego jest niezwykle tajemnicza, ale nie planowałem napisać o nim książki. Z czasem do mnie docierało, że to postać tak zagadkowa, trudno uchwytna, że aż… warta opisania. Dla reporterów czy w ogóle ludzi parających się pisaniem takie "misje samobójcze" często bywają kuszące. Jakieś "rusztowanie" dla tej opowieści zapewnił mi Stanisław Likiernik. Znałem też kilka wersji opowieści o tym, jak Sobieszczański przed wojną ukradł jacht – on sam mówił na ten temat coś innego różnym osobom. Wiedziałem, że żyją jego dzieci – te w Polsce i te we Francji. Nie wiedziałem za to, skąd Bratny wiedział o powojennych losach "Kolumba", bo Likiernik opowiedział mu na początku lat 50. tylko ich fragmenty. Zagadka się wyjaśniła, kiedy przeczytałem nieco zapomniane opowiadania Tomasza Domaniewskiego. Domaniewski był pisarzem i dziennikarzem, głównie sportowym – najistotniejsze jednak, że miał też epizod w podziemiu, a po wojnie przez kilkanaście miesięcy towarzyszył Sobieszczańskiemu. To w jego opowiadaniu z 1947 roku – a więc dekadę przed powieścią Bratnego – po raz pierwszy pojawia się "na piśmie" pseudonim "Kolumb". No właśnie – skąd on się w ogóle wziął? Na pewno nazwano go tak już parę lat przed wojną. Matka Krzysztofa zwracała się do niego w ten sposób w listach, nawiązując do jego pasji żeglarskiej. Wydaje mi się prawdopodobne, że ukuł ten pseudonim Bolesław Romanowski – wówczas młody oficer marynarki, potem legendarny dowódca okrętów podwodnych. Foto: Materiały prasowe Krzysztof Sobieszczański z matką. r. Z Krzysztofem zetknął go przypadek – został dla niego "wujem Romanowskim" po tym, jak ożenił się z jego bliską kuzynką. To on opowiadał Krzysztofowi o szkole morskiej czy rejsie przez Atlantyk na żaglowcu. Sobieszczański budował już w tamtym czasie swoje żaglówki, jedną z nich odbył z przyjacielem pierwszy rejs Wisłą do Gdyni. Opowieści wuja musiały potężnie działać na jego wyobraźnię. Może ulegam wrażeniu, ale właściwie już początek tej opowieści zapowiada, że bohater "szczęścia w domu nie znajdzie, bo go nie będzie na morzu". Z tych fragmentów młodzieńczego dziennika Krzysztofa, które dostałem od jego syna Tomasza, można wyczytać jakiś jaskółczy niepokój – nosił go chyba w sobie więcej niż zwykle noszą młodzi ludzie. Nienasycenie podróżą, przestrzenią, chęcią zmiany, pędem nie wiadomo dokąd. W takim marzycielstwie było coś z przekleństwa – dla marzyciela nie ma przecież czegoś takiego jak spełnienie. Sądzę, że "Kolumb" nosił w sobie ten konflikt od dzieciństwa. W mojej opowieści akcenty współczesne wydają mi się nie mniej interesujące niż historyczne. Jeden z nich to losy wspomnianego Tomasza Sobieszczańskiego, który został kapitanem żeglugi wielkiej, pływał na krańce świata. Nieco niezamierzenie poszedł w ślady ojca, którego nigdy nie poznał – on i jego starsza siostra Elżbieta urodzili się podczas wojny. Oboje próbowali po latach odbudowywać sobie wizerunek ojca – jedno i drugie niewiele wiedziało, każde doszło do nieco innych wniosków. Ta rekonstrukcja daje do myślenia, kiedy się zastanawiam nad wpływem wojny nie na mityczną i podatną na mity "pamięć zbiorową", tylko na indywidualne losy i uczucia, a także tajemnicze, niemal magiczne zbiegi życiowych okoliczności. Z jednej strony Krzysztof doceniał dom, kochał matkę i żonę, opiekował się dziećmi. Z drugiej – ciągle pchał się w kłopoty, "pojawiał się i znikał". Ciekawe jest to rozdarcie. Bez wątpienia był wewnętrznie rozbity, powikłany. Nie chcę się bawić w psychoanalizę ani nie mam poczucia, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania o mojego bohatera – natomiast tę sprzeczność próbuję odczytywać na tle twórczości Conrada. A więc: "Kolumb" miał poczucie odpowiedzialności, to się silnie łączyło z conradowskim wyobrażeniem męskości. Miał fundament moralny, chęć bycia człowiekiem przyzwoitym. To było bardzo trudne do pogodzenia z "gonitwą za horyzontem", bez której nie umiał się obejść – dostrzegał tę sprzeczność i ona go bolała, być może też przeczuwał, że wiedzie go do jakiegoś tragicznego końca. Przy tym wszystkim w czasach konspiracyjnych zachowywał się wobec przyjaciół bezwzględnie lojalnie. Wybitni przełożeni – Józef Rybicki czy Stanisław Sosabowski-"Stasinek" – nie mogli się go nachwalić. Likiernik mówił, że "Kolumb" bił się świetnie, "Danusia" – że w najgorszych momentach można było na nim polegać jak na Zawiszy. Zaczyna pan opowieść o jego konspiracyjnej "karierze" od spektakularnego zamachu na Hansa Schmalza, nazywanego Panienką. "Kolumb" był etatowym żołnierzem żoliborskiego Kedywu i tym samym był na każde wezwanie dowódców. Brał udział w większości akcji, które przeprowadziło Kolegium A – czyli komórka, do której należał. Było tego sporo: wysadzanie pociągów, zdobywanie samochodów, ataki na posterunki, niszczenie magazynów. Często też uczestniczył w wykonywaniu wyroków śmierci, które państwo podziemne wydawało na konfidentów czy szczególnie "zasłużonych" funkcjonariuszy okupacyjnego aparatu. Właśnie do tych ostatnich zaliczał się "Panienka", który jako przełożony posterunku Bahnschutzu na Dworcu Zachodnim osobiście zamordował i torturował dziesiątki ludzi. Zamach na niego był jeśli nie najważniejszą, to na pewno najgłośniejszą akcją żoliborskiej grupy Kolegium A. Sobieszczański, tak jak w kilku wcześniejszych przypadkach, odegrał tu swoją "rolę" w mundurze niemieckiego oficera – co było tym łatwiejsze, że doskonale mówił po niemiecku. To on jako pierwszy strzelił wtedy do Schmalza, raniąc go poważnie – zabiłby go, gdyby po jednym strzale nie zaciął się pistolet maszynowy. "Kolumb" idzie do powstania – z nadzieją na sukces czy ze świadomością, że klęska jest nieuchronna? "Stach", na którego relacji polegam tu w pierwszej kolejności, przekonywał mnie, że od początku byli świadomi, że to nie miało szans powodzenia. "Stasinek" Sosabowski we wspomnieniu, które przywołuję w książce – fakt, że spisanym po latach – twierdzi, że kiedy 1 sierpnia przeczytał świstek papieru z rozkazem, który przyniosła mu łączniczka, czuł się jak skazany na śmierć. Co gorsza: wiedział, że będzie musiał poprowadzić na śmierć swoich przyjaciół. Inne wspomnienia ma Stanisław Aronson-"Rysiek" – teraz już ostatni żyjący żołnierz Kolegium A. Mówi, że oni naprawdę wierzyli w „trzy dni walki” i zwycięski finał powstania. Pamięć przeciwko pamięci. Moim zdaniem "Kolumb" i jego bliscy przyjaciele musieli wiedzieć, że to będzie jatka i że powstanie nie może się dobrze skończyć. Choć on był od większości tych chłopaków i dziewczyn z Żoliborza o parę lat starszy – urodził się w 1916 roku – to jednak wszystko to były rozumne dzieciaki z inteligenckich, często oficerskich domów. Do tego większość już do tego czasu uczestniczyła w akcjach zbrojnych: strzelali i do nich strzelano, widzieli rannych i zabitych – przyjaciół i wrogów. Nie było w nich tego nieco zaślepiającego przekonania, że teraz wreszcie będzie można dołożyć Niemcom, choćby trzeba było "broń zdobyć na wrogu", jak to ujął delegat rządu Jan Stanisław Jankowski. Skądinąd grupa z Żoliborza była chyba jedną z najlepiej uzbrojonych w powstaniu. Zanim zdobędą w godzinie "W" magazyny na Stawkach, "Kolumb" jest w rozterce. Konflikt dwóch odpowiedzialności – tak bym to nazwał. W przededniu powstania wie, że będzie musiał zostawić na Bielanach matkę, żonę i dzieci. Rozważa, czy nie powinien wywieźć ich z miasta, ale do tego musiałby użyć samochodu oddziału – a to przecież nią jego koledzy mieli się dostać z placu Wilsona na Muranów. No i musiałby zostawić oddział, a to oznaczałoby dezercję. Zostaje. Przeżyje powstanie. Żony i dzieci nie zobaczy już nigdy. Foto: Materiały prasowe "Kolumb" z zona Stacha. Rok 1949 "Miał zawsze straszne szczęście. Oprócz tego ostatniego razu" – mówi o nim "Stach" Likiernik. Historia "Kolumba", oprócz rysu romantyczno-tragicznego, to też jest zbiór szczęśliwych zrządzeń losu. Być może już w 1939 roku życie ocaliło mu to, że z więzienia w Wolnym Mieście Gdańsku przeniesiono go do Sztumu? Nie wiadomo, jak Niemcy potraktowaliby polskiego dezertera, skoro kilkaset osób z więzienia w Gdańsku posłali potem do obozu w Sztutowie i na rozstrzelanie. Tak czy inaczej Sobieszczański po wyjściu z więzienia jakby nie zauważył, że trwa okupacja – po szczegóły odsyłam do książki. Po paru tygodniach trafił do Auschwitz. Miał szczęście, bo pracował pod dachem, w stolarni. "Stachowi" opowiadał potem, że w obozie zrobił dla esesmanów „na boku” parę łódek, którymi mogli pływać po Sole. Wyszedł po kilkunastu miesiącach – z przerzedzonymi włosami, zgarbiony, bez paru zębów, ale żywy. Prawdopodobnie wstawiła się za nim matka, powołując się na przodków rodziny, von Biebersteinów, którym blisko było do Hohenzollernów. To mogło zrobić na Niemcach wrażenie. W tamtym okresie z Auschwitz zwalniano nielicznych. Po wyjściu nie meldował się regularnie na Gestapo, więc Niemcy przyszli po niego do domu – nie zastali go. Ukrywał się. Potem w powstaniu był dwa razy ranny, z czego raz poważnie, ale zdołał przejść kanałami do Śródmieścia. Za każdym razem: łut szczęścia, ale takiego, któremu "Kolumb" umiał pomóc. To przez te zbiegi okoliczności nawet po 60 latach mógł się wydawać Danucie Mancewicz postacią „prawdziwą i nieprawdziwą” jednocześnie. Przed pańską książką można było opisać wiele zwrotów w życiu Sobieszczańskiego formułą, która pojawia się w wikipedycznej notce o nim: "w niewyjaśnionych okolicznościach". Co w jego biografii nadal pozostaje białą plamą? Niezależnie od wybitnej roli, jaką odegrał w konspiracji, ciągle tajemnicze wydają się okoliczności, w jakich do niej dołączył. "Rysiek" Aronson, z którym o tym rozmawiałem, do dziś ma wątpliwości: jak Kedyw w ogóle mógł tego faceta przyjąć? Te wątpliwości z ówczesnego punktu widzenia wydają się racjonalne, przecież Sobieszczański miał za sobą dezercję z Marynarki Wojennej i epizod kryminalny. Dlaczego mu zaufano? Nie chcę zdradzać wszystkich hipotez, które rozwijam w książce, ale zwracam uwagę, że Sobieszczański trafił do stolarni w Auschwitz akurat wtedy, kiedy pracował tam więzień Tomasz Serafiński. Czyli: zakonspirowany rotmistrz Witold Pilecki, który próbował organizować obozowy ruch oporu. Pilecki nie wspominał o tym w raportach, ale nie wierzę, że nie zwrócił uwagi na młodego, zaradnego człowieka, który mówił bardzo dobrze po niemiecku. A co udało się odtworzyć? Sporo pasujących do siebie puzzli – także tych, które pozwalają zobaczyć koniec tej opowieści. Lektura włoskich archiwaliów pozwoliła mi zrekonstruować okoliczności wypadku w Zatoce Liguryjskiej, w którym Sobieszczański zaginął. Albo raczej: przebieg śledztwa i to, co miał do powiedzenia towarzysz Krzysztofa i jedyny świadek Wiesław Grotowski. Trudno zresztą zakładać, że to prawdziwe nazwisko – Sobieszczański też przecież posługiwał się już wtedy innymi personaliami: Cristoph Steen. Stawiam w książce hipotezę, kim "Grotowski" rzeczywiście był. Wiadomo, że łączyły go z Krzysztofem jakieś niejasne interesy. W jego zeznaniach po wypadku pojawiają się niespójności, a ciała Sobieszczańskiego nigdy nie odnaleziono. Zatem formuła "w niewyjaśnionych okolicznościach" wobec niektórych pytań pozostaje jedyną właściwą. Foto: Materiały prasowe Krzysztof Sobieszczański z Sylwkiem. Gdynia, 1936 r. Serial "Kolumbowie" był adaptacją powieści Bratnego i powstał prawie pół wieku temu – przyszło panu do głowy, że losy niefikcyjnego Sobieszczańskiego zasługują na współczesną filmową opowieść? Cierpliwie zaczekam na telefon od Netflixa [śmiech]. Mówiąc poważnie: to rzeczywiście bardzo ciekawa historia, warta przeniesienia na ekran, a jednocześnie trudna do zekranizowania, bo przecież musiałaby pokazywać świat trzech epok: XX-lecia międzywojennego, okupacji i powojnia. Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wysokobudżetowe przedsięwzięcie. Warto dodać, że serial Janusza Morgensterna zniósł próbę czasu. Oglądałem go na DVD ze "Stachem" Likiernikiem. Umarł wiosną tego roku. Zdążył się zapoznać z pańską książką o "Kolumbie"? Byłem u niego we Francji jeszcze w lutym, podczas ferii zimowych. Mieszkałem wtedy u niego, całymi wieczorami czytaliśmy sobie maszynopis. "Made in Poland" i "Sen Kolumba" to obrazy dwóch ikonicznych przedstawicieli pokolenia. Jest coś w tych prawdziwych Kolumbach, co nam umyka? Zwykliśmy o nich myśleć jak o pierwszym pokoleniu urodzonym w wolnej Polsce i przez to jakby z założenia gotowym, by składać ofiarę z życia na ołtarzu ojczyzny. A ja sądzę, że wolność i niepodległość Rzeczypospolitej to nie były dla nich wartości same w sobie, wyznaczające koniec ich horyzontów. Raczej spodziewali się, że przyjdzie im żyć w kraju, którego byt będzie gwarancją ich osobistej wolności, swobody realizacji różnych życiowych planów, marzeń i celów. Wojna była tragedią także dlatego, że te różnorodne plany zdemolowała. Zmusiła ich do stanięcia w szeregu, zredukowała ich aktywność do wzorca znanego, ale niekoniecznie gorliwie podzielanego. Jeden chciał być inżynierem, drugi lekarzem, trzeci chciał opłynąć świat – te marzenia były bardzo odległe od patriotyczno-militarnego paradygmatu i sądzę, że nie powinniśmy o tym zapominać. I jeszcze jedna okoliczność. Rozmawiamy o dwóch ludziach, którzy są patriotycznymi ikonami, legendami polskiego podziemia. Jeden pochodził, jak już wspomniałem, od pruskiej szlachty, a rodzina drugiego – mam na myśli "Stacha" – miała korzenie żydowskie. Mnie się to wydaje przede wszystkim ciekawe, godne odnotowania i refleksji – ale są ludzie, którzy na poważnie posługują się określeniem "prawdziwy Polak" i podejrzewam, że ich taka wiedza rozdrażni lub zaniepokoi. Zupełnie mi to nie przeszkadza, nawet wydaje mi się to smutno-zabawne. Sen Kolumba. Bohater, gangster, marzyciel… Kim był człowiek, którego pseudonim stał się imieniem powstańczego pokolenia? Sprawdź cenę Foto: Materiały prasowe Emil Marat, "Sen Kolumba" Emil Marat – dziennikarz radiowy i prasowy, pisarz, współautor (wraz z Michałem Wójcikiem) książek dokumentujących losy żołnierzy polskiego podziemia: "Made in Poland" oraz "Ptaki drapieżne". Laureat Nagrody Historycznej "Polityki" (za "Made in Poland"). W tym roku ukazał się jego "Sen Kolumba" – biografia żołnierza Kedywu AK Krzysztofa Sobieszczańskiego (Wydawnictwo W najnowszej Replice można przeczytać wywiad z Krzysztofem Śmiszkiem, prezesem PTPA. Gorąco polecamy! W piątek 3 sierpnia 1492 roku przy silnym północnym wietrze 3 statki odeszły z Palos, obierając kurs na południe. Już sam wybór kursu okazał się niezwykle trafną decyzją - na południe do Wysp Kanaryjskich i dalej na zachód. Z Hiszpanii do stref zwrotnikowych Nowego Świata nie ma lepszej drogi. Prąd kanaryjski rozciąga się od półwyspu iberyjskiego a później skręca na zachód i wpada do prądu północno - równikowego. Ten z kolei przecina Atlantyk w strefie północnych pasatów i dociera do Kuby i Florydy. W drodze powrotnej należy trzymać się Golfszromu (prądu, który płynie z na i znosi na Azory). Właśnie tą drogę wybrał Kolumb. Od tego czasu statki pływające na tej trasie poruszały się tylko w ten sposób: od Kanarów za zachód, a w drodze powrotnej na Azory. Kolumb dokonał w ten sposób swojego pierwszego ważnego odkrycia, otóż odkrył prądy okrężne. Umożliwiło to stałą komunikację z Nowym Światem. Trzy statki Kolumba wyruszyły w drogę, kiedy nawigacja była jeszcze nauką niezwykłą i mało znaną. W epoce tej położenie statku wyznaczano za pomocą niedoskonałych przyrządów, często tylko w przybliżeniu określając pozycję statku. Kierunek łatwo było określić przy pomocy kompasu, jednak nikt w tamtych czasach nie wiedział, że igła kierowała się w stronę bieguna magnetycznego ziemi, a nie geograficznego. W rezultacie popełniano ogromne pomyłki. (w drodze powrotnej Kolumb i jego piloci rozminęli się z prawdą przy ustalaniu położenia o 10 stopni czyli około 900km). Płaska Mapa Świata, włocha Pietra Paolo Toscanellego (ok 1480 roku), Wiara, że istniała bezpośrednia droga morska z Europy do Chin (kraju Kataj) zachęciła Kolumba do wyprawy. Mapa pokazuje otwarte morze między Afryką, Hiszpanią i Chinami. Droga na Wyspy Kanaryjskie przebiegała spokojnie. Wody te były doskonale znane Kolumbowi. Przebycie tego odcinka zajęło 6 dni, ale przydarzył się wypadek. Na „Pincie” 6 i 7 sierpnia dwukrotnie łamał się ster. Okazało się, że wymiany wymaga cały układ sterowniczy. W dodatku w kadłubie „Pinty” wykryto przecieki. W dziennikach kapitan zanotował, że podejrzewa się o to Cristobala Quintero i Gomeza Rascon właścicieli karaweli. Admirał postanowił przybić do jednej z wysp należących do Kastylii - Gran Canaria - i tutaj dokonać napraw. Remont przedłużył się do września, zmieniono także takielunek na „Ninii”, w miejsce skośnych założono żagle rejowe. Uzupełniwszy zapasy drewna opałowego, słodkiej wody i żywności flotylla wypłynęła powtórnie w morze dnia 6 września kierując się na zachód. Od 8 września towarzyszyły im bardzo pomyślne wiatry, więc statki płynęły na zachód bardzo szybko. Zdarzało się, że w ciągu dnia przybywały drogę 60 leguas (około150 mil morskich).( 1 legua=4 milom włoskim=5889 m). Im dalej było do domu tym większe niepokoje były wśród załogi. Jednak Admirał znalazł sposób na ich uspokojenie. W niedzielę 9 września zanotowano w dzienniku pokładowym „Tego dnia przepłynął 19 leguas. Admirał postanowił notować mniej, niż istotnie robił, aby ludzie jego nie przerazili się i nie stracili odwagi, gdyby przypadkiem żegluga miała trwać długo.” W ten sposób prowadzono podwójne zapiski, zawsze notując mniej. 13 września igła kompasu zbuntowała się. W dzienniku zanotowano: „Wieczorem iglice magnesowe odchyliły się ku północnemu zachodowi o pół rumbu (rumb to około 11stopni), następnego dnia o drugie pół ku północnemu wschodowi ... przekonał się, że iglice nie wskazują gwiazdy, którą zowią polarną, jeno jakiś inszy, stały a niewidoczny punkt.” Było to zjawisko deklinacji magnetycznej. Inaczej odchylenia magnetycznego. Jest to kąt pomiędzy południkiem geograficznym a magnetycznym. Kolumb od tego czasu wskazania kompasu sprawdzał według obserwacji gwiazdy polarnej. 16 września „pojawiły się wielkie zwały zielska, które wnosząc z wyglądu zaledwie oderwało się od ziemi, to we wszystkich wzbudziło wiarę, że znajdują się w pobliżu jakiejś wyspy”. Ale Admirał powiedział, że to jeszcze nie ląd stały, ponieważ „umiejscawia ziemię znacznie dalej”. Było to morze Sargassowe, spokojna oceaniczna zatoka, otoczona potężnymi prądami. Morze Sargassowe rozciąga się od 23 do 25 stopnia szerokości północnej i od 68 do 30 stopnia długości zachodniej. Nad statkami przelatywały często ptaki morskie. Fregaty, petrele i featony. Kiedy 30 czerwca nad „Santa Marią” przeleciały 4 featony Admirał zanotował, że jest to „niechybnym znakiem bliskości lądu bowiem tak znaczny ciąg ptaków tego samego rodzaju wskazuje, że nie rozproszyły się one ani zbłąkały”. Jednak był to błąd flotylla w tym dniu była oddalona od najbliższego lądu o 800 mil morskich (1 mila morska=1852 metry). 5 października trawa zniknęła. Statki opuściły morze sargassowe. Rozpoczął się ostatni etap rejsu. 7 października flotylla skręciła z obranego kursu na południowy zachód. Powodem były przelatujące ptaki w tamtym kierunku. Admirał wiedział, że większość wysp Portugalczyków została odkryta dzięki obserwacjom ptaków. Admirał postąpił słusznie kierując się wprost na najbliższy ląd. Przez 4 kolejne dni płynąc tym kursem nie napotkali żadnych oznak lądu. W tym czasie marynarze zaczęli się buntować chcąc wracać do domu. Jednak Admirał przekonał ich, że jeśli w ciągu 3 dni nie napotkają lądu to zawrócą. W dniu 11 października załoga „Pinty” widziała trzcinę i kij. Ludzie z „Ninii” także widzieli oznaki lądu. W nocy o godzinie 2 nad ranem niejaki Rodrigo de Tirana zwołał „tierra tierra”. Statki zwinęły żagle i stanęły w miejscu. Pomyślne pasaty i prądy zniosły okręty ku wyspom Bahama. Rankiem po zejściu na ląd Kolumb nadał wyspie chrześcijańską nazwę - San Salvador (Zbawiciel).. Wyspą to była Guanahani. Jednak Historycy spierają się co do miejsca pierwszego lądowania. Opisowi w dzienniku bardziej odpowiada wyspa Watling. (Istnieje też hipoteza, że była to Samana Cay). Poza tym 1926 roku Guanahani oficjalnie zidentyfikowano jako Watling. Otrzymała wiec nazwę - Watling-San Salvador. Flotylla przez dwa tygodnie krążyła po wodach Archipelagu Bahama posuwając się na południe. Odkryto wyspy Santa Maria de la Conception, Fernandina i Isabela. (dzisiejsze Rum Cay, Long Island i Crooked). Na Fernandinie ludzie byli zdumieni widząc wiszące łóżka znane potem jako hamaki. Nieco później gości zadziwił inny zupełnie obcy im obyczaj. Widzieli Indian, którzy wkładali do nozdrzy rurki z jakimś zielem podpalali je i wciągali dym. Rurki zwały się tobako a ziele - kohiba. Tytoń okazał się odkryciem szkodliwym. Jednak dopiero znacznie później. Poza tym tubylcy nie mieli pojęcia o zwierzętach takich jak konie, owce, byki czy koty. O dziwo narody te nie znały także koła. Wyspy Odkryte przez Kolumba, drzeworyt barwny w „Cosmographiae universali Sebastiani Munsteri" ; il. z książki J. Swieta „Krzysztof Kolumb". W środę 24 października na wysokości wyspy Izabela statki skierowały się w stronę Kuby. Trzy dni później statki przybiły do brzegów tej wielkiej wyspy. Kolumb był przekonany widząc rozmiary wyspy, że jest to ziemia wielkiego Chana. Ale od Indii dzielił go jeszcze Pacyfik. 13 listopada wyruszono na poszukiwanie wyspy Babeque, o której bogactwach opowiadali Indianie. Wtedy to zniknęła „Pinta”. Martin Alonso Pinzon samowolnie oddalił się na jej poszukiwanie, ponieważ chciał być pierwszy. Nie znajdując Babeque Kolumb skierował się za radą Indian na wschód, gdzie według nich znajdowała się wyspa Bohio. W środę 5 grudnia statki dobiły do północno - zachodniego brzegu wyspy Bohio. Admirał ochrzcił ją „La Espaniola” (ziemia Hiszpańska). Odkryto także wyspę Tortuga. Dwa tygodnie żeglowano przy brzegach Hispanioli po czym wpłynięto do zatoki św. Tomasza, a następnie statki podeszły do przylądka Cap-Haitien. Tam „Santa Maria” osiadła na mieliźnie. Uratowano jedynie ładunek przed zatonięciem. Kapitan został w trudnej sytuacji z jednym tylko statkiem, ponieważ Martin Alonso Pinzon odłączył się wcześniej. Budowa fortu La Navidad (Boże Narodzenie), pierwszej europejskiej osady w Ameryce, drzeworyt, „Krzysztof Kolumb" W pobliżu miejsca katastrofy wzniesiono fort „La Navidad” (Boże Narodzenie). Zostało tam 39 ludzi. Los pierwszej europejskiej osady nie potoczył się pomyślnie. 2 stycznia opuszczono fort i udano się w drogę powrotną. Ninia posuwała się wzdłuż północnego brzegu Hispanioli, gdy 6 stycznia dostrzeżono „Pintę”. Oba statki popłynęły razem dalej. W zatoce Samana doszło do wrogiego spotkania z Indianami Cigayos - ostrzelali oni statki z brzegu. Statki następnie udały się w drogę powrotną obierając kurs na północny wschód - drogę najlepszą z możliwych. W drodze powrotnej już w rejonach Azorów rozpętała się straszna burza. Wichura ta odegrała w życiu Kolumba znaczną rolę. Wierzył on, że uratowanie zawdzięcza opatrzności bożej i ślubował udać się z pielgrzymką w podziękowaniu za uratowanie. Podczas burzy statki znowu się rozdzieliły. W końcu jednak załodze „Ninii” udało się dotrzeć do brzegów Portugalii.

"Gdybym miał najkrócej scharakteryzować mojego ojca użyłbym chyba słów przedwojennej skautowskiej piosenki: Skaut od świtania w polu ugania, błękitna przestr

Odwaga ludzi z wyobraźnią i determinacja władców przyczyniły się do odkrywania nieznanych lądów i rozwoju kartografii. Fascynującą Portugalię z czasów wielkich odkryć geograficznych możemy poznać dzięki imprezom takim jak Festival Colombo na cześć Krzysztofa Kolumba, który odbywa się co roku na wyspie Porto Santo. W połowie września w Vila Baleira na portugalskiej wyspie Porto Santo, należącej do archipelagu Madery, odbywa się Festival Colombo. Impreza ta poświęcona jest Krzysztofowi Kolumbowi, który mieszkał na Porto Santo w trakcie swojego kilkuletniego pobytu na archipelagu. W owym czasie pełnił rolę kupca pośredniczącego w handlu cukrem. To tutaj przyszły odkrywca Ameryki zamieszkał po ślubie z Filipą de Moniz, córką kapitana Porto Santo, tutaj też na świat przyszedł jego syn Diego. Miejsce to niewątpliwie ma swój niepowtarzalny urok. Wyspa Porto Santo może się poszczycić przepiękną, ok. 9-kilometrową Praia Dourada, jedyną naturalną, piaszczystą plażą na całym archipelagu. Wyspa ma powierzchnię zaledwie 42,5 km2 i jest zamieszkiwana przez około 5,5 tysiąca mieszkańców, a z oddaloną o ok. 40 km Maderą łączą ją regularne kursy statkami i promami. Porto Santo posiada też międzynarodowe lotnisko. Tamta atmosfera Tegoroczna edycja Festival Colombo odbędzie się w dniach 15-17 września. Ten znany, posiadający wieloletnią tradycję festiwal pozwala doświadczyć atmosfery czasów wielkich, portugalskich odkryć morskich oraz zobaczyć sceny z życie mieszkańców archipelagu Madery w drugiej połowie piętnastego wieku. Najważniejszym wydarzeniem jest inscenizacja przybycia na wyspę Krzysztofa Kolumba. Setki widzów zgromadzonych na plaży obserwują, jak podróżnik opuszcza karawelę Santa Maria, a następnie wraz z załogą płynie łodziami do brzegu, gdzie witają ich ówcześni notable. Podczas festiwalu odbywają się historyczne parady ulicami miasta, XVI-wieczny jarmark odwzorowany z dużą dbałością o szczegóły. Można również zobaczyć gry renesansowe oraz pokazy cyrkowe i teatralne. W tych dniach odbędą się też liczne koncerty, wystawy, a wszystkiemu będzie towarzyszyła wszechobecna muzyka i tańce z epoki. Dla smakoszy zostaną przygotowane specjały lokalnej kuchni. Każdy z przybyłych będzie mógł zakupić oryginalne pamiątki, a bardziej zainteresowani historią będą mogli nawet wypożyczyć strój z epoki, aby w pełni poczuć klimat średniowiecza. Festiwal jest ważnym wydarzeniem zarówno dla turystów, jak i dla samych mieszkańców wyspy, ponieważ nawiązuje do istotnego historycznie okresu dla całego archipelagu Madery. Stanowi też ważny element tożsamości mieszkańców Porto Santo. Przy okazji warto odwiedzić muzeum Krzysztofa Kolumba: Casa Colombo – Museu do Porto Santo, mieszczące się w domu, w którym niegdyś mieszkał podróżnik. Muzeum stanowi nie tylko dokumentację obecności odkrywcy na archipelagu Madery, ale wskazuje też na strategiczne znaczenie wyspy w czasach portugalskiej ekspansji morskiej. Znajdują się tu również eksponaty z wraku statku należącego do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która zatonęła u północnych wybrzeży Porto Santo. Przypomina to, z jakim niebezpieczeństwem wiązały się podróże dalekomorskie w okresie średniowiecza. Bilet normalny kosztuje 2 euro, a ulgowy – 1 euro. Muzeum jest zamknięte w poniedziałki i święta. Więcej informacji na temat festiwalu można znaleźć na:
9uxQY. 387 342 69 465 123 466 492 175 127

wywiad z krzysztofem kolumbem